Trudne adopcje
Każdy kot ma swojego właściciela i to stwierdzenie nie jest żadnym frazesem.
Zakładając Fundację, byłam już bogatsza o pewną bardzo ważną, ale trudną do zdobycia wiedzę: miałam doświadczenie jak żyć z kotami kalekimi.
Mała, schorowana Lutka bez zębów, ogona, z częścią tylko łapki, nauczyła mnie szacunku, pokory, ale i bycia z tymi poranionymi przez los, a czasem ludzi, futrzakami.
Ta szara, niepozorna kocica, każdego dnia, mimo swej ułomności dawała mi bardzo dużo radości, szczęścia i przeświadczenia, iż warto było o nią walczyć.
Patrząc na Lutkę, żyjąc z nią, coraz bardziej upewniałam się, że idę właściwą drogą ! Te koty kalekie są jak ludzie! Mimo inności też chcą, a przede wszystkim mają prawo żyć!
My, ludzie, w swej bucie, dążeniu do doskonałości, chcemy adoptować koty tylko zdrowe i śliczne, ale skoro ja czerpałam tyle radości i szczęścia z bycia z kotem kalekim, to chyba takich odmieńców musi być więcej.
Kotu nie zawsze do szczęścia potrzebne są cztery łapy czy para oczu!
Czasem ważniejszy jest ten drugi ktoś! Człowiek o tak wielkim sercu, że żadna ułomność nie budzi w nim wstrętu.
I tak naturalnie się stało, że koty kalekie miały do nas jakoś tak dziwnie po drodze.
Zjawiały się z różnych miejsc, czasem przekazywali nam je sami opiekunowie, nie mogąc znieść ich kalectwa.
I przyjmowałyśmy te biedulki, walczyłyśmy o nie. Warunek musiał być jeden spełniony - aby kalectwo kota nie przeszkadzało mu godnie żyć.
Z dnia na dzień, z roku na rok, szła coraz większa fama, że ta FKM jest dziwna!
Bierze pod swe skrzydła połamańce, leczy je i nawet znajduje dobre domy.
I na kolejne kocie nieszczęścia jest zawsze miejsce!
Widać i tym razem nie pomyliłam się!
Koty kalekie najszybciej znajdują domy!
Dlaczego?
Bo ja odważyłam się dać szansę, nie usypiać, spróbować. W końcu życie w każdej formie jest najważniejsze!