Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Lucek


Pewnego dnia dostałam telefon - to dzwoni mama. Odbieram i słyszę w słuchawce, że Lucek miał wypadek. Pędzę na złamaniu karku, wpadam do domu i widzę jak Lucek leży i nie może się podnieść, bo od połowy jest sparaliżowany. Momentalnie pakujemy kota w kontener i biegiem do lekarza.

W drodze dowiaduję się więcej. Lucka znalazł przed furtka mój tato, którego zaniepokoił płacz Kuby (ich drugiego kota). Kuba przybiegł do domu i strasznie płakał po kociemu i co chwila biegł do okna. Zaniepokojony i zdezorientowany tata wypuścił go, ale Kuba wrócił, miauczał i pobiegł w stronę furtki. Tato wyszedł za nim i przed furtką znalazł leżącego Lucka i liżącego go Kubę. Zabrał Lucka do domu… W tym czasie zdążyliśmy już dojechać do "4 Łap" - najlepszej lecznicy pod słońcem. Diagnoza nie brzmiała optymistycznie, co było do przewidzenia: Lucka potrącił jakiś „ślepy” kierowca albo został skatowany jakimś narzędziem, o czy świadczyły też rany nad ogonem i na kręgosłupie. Pani dr Justyna powiedziała, że ma uszkodzony kręgosłup i przy okazji jakieś nerwy odpowiedzialne za poruszanie tylnymi kończynami. Niestety, bardzo prawdopodobne, że Lucek nie będzie w stanie kontrolować swoich potrzeb fizjologicznych. Dawano mu tydzień życia. Dostał masę lekarstw zrobiono mu badania i co jest chyba najgorsze w tym wszystkim, kazano czekać aż obrzęk ustąpi i leki zaczną działać. Mijał tydzień a poprawy nie było, ale nie poddaliśmy się, postanowiliśmy walczyć, w końcu to prawowity członek rodziny!!!

Walka trwała tygodniami, początkowo Lucjan prawie cały czas leżał u siebie na posłanku i niestety nie kontrolował fizjologii. Oprócz faszerowania Go lekami rozpoczęliśmy tez rehabilitację. Codziennie jeździliśmy do 4 łap na laser. W domu ćwiczenia i masaże. I tak w kółko. Wszystko toczyło się wokół Lucka. Aż po którymś laserze i ćwiczeniach w domu Lucjan postanowił wstać. Początkowo nie mógł złapać równowagi przewracał się, ale co najważniejsze wstawał i próbował dalej. Któregoś dnia po prostu wstał z posłania i podszedł do miski. To był cud! Radości nie było końca! Do tej pory nie wiemy jak Lucek znalazł się pod furtką. Domyślamy się, że to zasługa Kubusia, który przyprowadził go do domu. Od tego zdarzenia mija właśnie rok, Lucek korzysta z życia w pełni i tylko głośne stukanie tylnych łapek o podłogę (nie odzyskał w 100% czucia w łapkach) zdradza, że był o krok od Tęczowego Mostu i to wszystko dzięki uporowi Kuby, ciekawości taty i ogromnej wiedzy i miłości do zwierząt lekarzy z Lecznicy 4łapy z Łodzi. Dzięki nim Lucek „spadł na cztery łapy”.