Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Z cyklu przyjaźnie


To było kilka lat temu. 
Nie pamiętam już dokładnie, jak się zaczęła ta historia. Musiała być typowa i banalna, bo w przeciwnym razie jakieś szczegóły utkwiłyby mi bardziej w pamięci, a skoro jest inaczej wnioskuję, że obyło się w niej bez większych dramatów.
Pewnego dnia otrzymałam prośbę bym przyjęła do Fundacji kotkę. Dzwonił gospodarz domu. Powód? Umarł pan który, nie miał  żadnej rodziny, przyjaciół czy znajomych. Nikt go nie odwiedzał, nikt nie przejął skromnej schedy. Wszystko, co po nim zostało, przejdzie w zapomnienie. Nikt nie będzie oglądał starych fotografii, dotykał z sentymentem zakurzonych przedmiotów wspominając dawne czasy. Przykra sytuacja, ale i takie niestety bywają. 
Tyle lat ocieram się o różne ludzkie i kocie dramaty, że tak naprawdę nic nie jest w stanie mnie zadziwić. Życie ma swoje pomysły na atrakcje, jakimi chce nas uraczyć. Czasem wywołują one radość, niekiedy łzy, ale właśnie te emocje nadają mu wyrazu i smaku.
Mogłam przecież spokojnie odliczać mijające dni. Praca, dom, rodzina, jakiś wyjazd w czasie urlopu - tak wygląda codzienność przeciętnej kobiety. Mnie się zachciało działać społecznie no i poszłam w te bezdomne koty. Co mam w zamian? Oprócz oczywiście obowiązków typowych dla każdego, otrzymuję nieoczekiwane gratisy, chcę czy nie poznaję ludzkie dramaty, kocie nieszczęścia, biedę. Zawsze mnie to dotyka bardziej niż chcę. Nie umiem w sobie wypracować dystansu, chłodu, analizowania faktów bez emocji. Kiedy jestem w sytuacji nietypowej, włącza mi się głowa i zaczynam rozważać  wszystkie informacje z pozycji osoby proszącej o pomoc. Jest to ode mnie silniejsze. Nie umiem odmówić, odwrócić głowy, pominąć milczeniem, zignorować wiedzy. Są osoby, które potrafią wartościować pomoc. Ja niestety nie posiadam tego daru. Dla mnie nie ma kłamstwa w dobrej sprawie, kotów lepszych i gorszych, spraw, które można pominąć, zbyć albo zaniechać . 
Trudno się tak żyje, bo ludzie niekiedy cynicznie wykorzystują  uczciwość i szczerość biorąc je za słabość i naiwność. Niestety doczekaliśmy  czasów, w których królują bezwzględni egoiści, znam takich, którzy nawet się tym szczycą. Ktoś powie świat zwariował! Nie! Sądzę, że zawsze takim był, teraz  po prostu jest ogólne przyzwolenie na tego typu zachowanie. Mała jest grupa ludzi prawdziwie społecznych. Nadal pieniądze, władza, pozycja uderzają ludziom do głowy.
Są butni, bo myślą, że wszystko w życiu można kupić, strasznie są rozczarowani w chwili, kiedy mimo wszystko zostają sami.
 
Wracając do opowieści.
Kotkę przyjęłam. Była mała, drobna,wychudzona. Ile miała lat trudno było ustalić. Kiedy kot nie posiada książeczki zdrowia, nie ma możliwości ustalić precyzyjnie jego wieku. Zresztą w chwili gdy staje się kompletnie bezdomny, nie bardzo się liczy czy ma 6 czy 12 lat, trudność adopcyjna jest taka sama.
Po zabiegu, bo oczywiście nie była sterylizowana, pojechała do domu tymczasowego do Ewy i tu zaczął się kolejny koci dramat. Mało, że sierota, w wieku raczej dojrzałym, pozbawiona swego pana i domu, w którym ileś tam lat mieszkała,  to jeszcze została wprowadzona do środowiska, w którym nie spotkała się z życzliwym przyjęciem.  Okazało się, że rasowa, niebieska, prywatna kicia Ewy kompletnie nie toleruje innych kotów dorosłych, akceptuje tylko maluchy i młodzież. 
Kiedyś nie miałam tylu domów tymczasowych. 
Powstał więcproblem, jak adoptować kotkę o której nic się nie wie? 
Jak poznać jej charakter i usposobienie, gdy z powodu Niebieskiej tylko pod wanną ma bezpieczne schronienie. Koty potrafią być bezwzględne, bronią terenu i prawa do swego człowieka. Tak stało się tym razem. Sytuacja była ciężka. 
Żal nam było kotki. To człowiek zafundował jej traumę, zabrał do domu, zapewnił opiekę, stawiał miskę, a sądząc z jej wychudzenia nie zawsze była pełna.
Jakie były ich wzajemne relacje pozostanie tajemnicą. 
Teraz jej życie zaczyna się w sumie od początku. Czy żywot tułacza ma jej zapewnić fundacja?
 
Pewnego dnia Ewę olśniło. Przecież jej mama to kociara! Strasznie przeżywała śmierć ukochanej kotki, może zlituje się nad sierotą ? Zgodziła się pomóc tylko do momentu adopcji, ale to już zawsze coś! 
Tym sposobem Fela pojechała do kolejnego domu. Miała być tylko moment, a mieszka w nim już ponad 6 lat!
Stała się ukochaną kotką męża Pani Tereski, Pana Stanisława, wybrała sobie jako bezpieczną przystań jego kolana.
Jemu zaufała, może przypomniał jej poprzedniego pana...
 
Z zabiedzonej kici przemieniła się w piękną błyszczącą kocią damę. Jest cudna. Futro mieni się jej kolorowo, może i ma lekką nadwagę, ale w jej wieku kto by tym się przejmował .Teraz ma około 12 lat. Wiedzie spokojne, stabilne, uporządkowane życie, można by rzec wręcz nudne. Zimę i wiosnę spędza w mieście, latem i jesienią buszuje na przecudnej działeczce.
Jest rozpieszczana, kochana, bezpieczna. Jest oczkiem w głowie  Pani Tereski - przeuroczej, wesołej i sympatycznej kobiety, która ma dla każdego serdeczny uśmiech. 
Kotka znalazła dzięki Fundacji bezpieczną przestrzeń, fantastyczne miejsce do końca kocich dni.
Nie jest  problemem jej ostrożność i fakt, że zaufaniem darzy wyłącznie najbliższych. Kiedy przychodzą goście umyka w domowe zacisze, biega po działce, kiedy czuje się bezpieczna, w zasięgu wzroku swoich opiekunów. 
Jej życie stało się bajką i nie jest to banał. 
Ma wszystko, co potrzebne jest kotu do szczęścia, a może nawet i ciut więcej. Jest radością, rozrywką, jest oczkiem w głowie. Cudnie zmieniło się jej życie. Dwoje ludzi ma osłodzoną jesień życia, gratis od losu, lek na samotność i nudę. Fela umila im dni, zmusza ich do aktywności. Dzieci dawno wyszły z domu, wnuczki odwiedzają czasem, ale wiadomo, każdy gdzieś pędzi...
Są oczywiście telefony, jest radio i filmy w telewizji, no i jest ona Fela. Wokół niej kręci się ich  codzienność, to ona najczęściej zajmuje uwagę Pani Tereski: czy grzecznie zjadła, czy Pan Stanisław jej nie przekarmia?
 
Miałam przyjemność doświadczyć sama, jak ogromne znaczenie w życiu tych dwojga ludzi ma Fela, poczuć satysfakcję, że to w sumie dzięki Fundacji trzy istoty wiodą razem harmonijne, pełne radości życie.
Tereska i Stasio całe życie są razem. Przeszli młodość  trzymając się za ręce, wspólnie wychowali dzieci, są dla siebie najważniejsi. Szacunek miłość i troskę widać w każdym geście, każde wypowiedziane słowo podszyte jest miłością. Nadal, mimo upływu lat zapalają się figlarne ogniki w oczach kobiety, kiedy z trudną do opisania czułością mówi: "Ach ten Staś jest niepoprawny, zapomina, że Fela powinna być na diecie! Non stop ją karmi! Już nie mam siły go upominać!"
 
To spotkanie było zaplanowane prawie trzy lata temu. Ale jak to u nas, w Kociej Mamie, zawsze coś się ważniejszego dzieje i tak odkładałyśmy aż wreszcie się udało zgrać terminy!
Kampania "Jesień życia z kotem", to pomysł mój i Emilki. Prawdę mówiąc zrodził się właśnie dzięki Dziadkom Emilki, jest wypadkową jej opowieści jakie to  ogromne zmiany zaszły w ich życiu od chwili, gdy nieopacznie zaczęli pracę jako dom tymczasowy.
Niby sytuacja jakich wiele: śmierć opiekuna i kocia sierota, ale w efekcie cała ta historia stała się początkiem bardzo potrzebnej Kampanii Społecznej. Świadoma adopcja kota dorosłego nie pozbawia ludzi w wieku 60 + możliwości czerpania radości z obcowania z kotem. Myślę, że nawet rozumieją się bardziej niż młodzi ludzie zajęci obowiązkami codziennymi. Mają większą tolerancję, wyrozumiałość, dystans do rzeczywistości. Oni nie tupią niecierpliwie nogami, ponaglając kota by szybciej wrócił do domu, bo czas iść do pracy. Nie narzekają, że kot domaga się pieszczot, gdy odrabiają z dziećmi lekcje, nie złoszczą się kiedy polując na gazetę, przerywa ciekawą lekturę. Bagaż doświadczeń, jakim wypełniona jest ich życiowa walizka, dodaje jeszcze innego wymiaru całej tej historii. Najbardziej podziwiam ich osobowość, bo wiedząc ile mają lat, ma się świadomość jak otaczająca rzeczywistość kształtowała ich życie a mimo to są niezwykli: szczerzy, sympatyczni, otwarci i niezwykle gościnni
 
Wpis: 29.09.2015