Monika i Radosław
Dawno już przestałam wierzyć w przypadek, w to, że coś się dzieje poza nami, niby dzięki zbiegowi okoliczności pozytywnych!
Nie ma bardziej mylnej teorii.
W moim życiu a co za tym idzie i w FKM, bo przecież moje znajomości, kontakty i przyjaźnie, mają bezpośrednie przełożenie na pomoc i wsparcie jakie często otrzymujemy dla kotów, najważniejszą rolę odgrywają te niezależne futrzane stwory.
Jako szefowa fundacji sprawuję pieczę nad kontem i w oparciu o jego stan planuję pracę i wydatki.
Wspierają nas różni ludzie. Kiedy wpłaty stają się regularne, zaczynam zastanawiać się kim jest dana osoba i czy miałam z Nią kontakt ja bądź któraś z moich wolontariuszek.
Często bowiem jest tak, iż po udanej interwencji, ludzie z wdzięczności wybierają taką formę pomocy.
Nie ważne jakiej wielkości są to datki, liczy się systematyka i pamięć o nas.
Wpłaty napływające od Moniki zaczęły budzić moją ciekawość po kliku miesiącach odkąd zaobserwowałam pierwszy przelew.
W przelocie mego życia czasem na moment wracało do mnie jej nazwisko ale po krótkiej chwili umykało, bo wiadomo, proza życia zawsze daje o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach i brutalnie sprowadza nas na ziemię. Nie ma czasu na marzenia czy dygresje.
Ale ja mam taki defekt, że jak już coś wzbudzi mój niepokój, nawet jak na chwilkę zapomnę, powróci do mnie niewyjaśniony temat.
Tak było i tym razem.
Miałam adres Kancelarii, z której to przychodziły przelewy. Znaleźć numer telefonu, to już dziecinna sprawa.
I zadzwoniłam i zadałam to dla mnie najważniejsze zawsze pytanie: dlaczego wspiera Pani akurat mnie i FKM? czy my znamy się?
Jak się okazało później w tym samym dokładnie czasie tata Moniki zadał jej to samo pytanie: dziecko czemu aż na taką skalę pomagasz FKM? Znasz tę panią?
A Monika odpowiedziała tacie to samo co kilka dni wcześniej mnie: byłam na stronie, widziałam co robią, czytałam........nie mogę inaczej pomóc, tylko tak.....
Ja przyjęłam odpowiedź ze zrozumieniem, kolejna wrażliwa osoba! Tata pokiwał sceptycznie głową. Ale przelewy przychodziły nadal.
Ale to nie koniec tej opowieści.
Kilka tygodni później w lecznicy Żyrafa przypadkowo poznałam mamę Moniki i Pawła.
Byłam z kotami na wizycie, ot kolejne chore koty jakich wiele w FKM.
W domu pani Basia oznajmiła, poznałam dziś szefową FKM w lecznicy.
Monika, dobrze robisz, że jej pomagasz! My kochamy koty ale Ona, słów brak, współczuję rodzinie.
I potoczyło się już lawinowo.
Poznałam Monikę, polubiłyśmy się, zaprzyjaźniłyśmy.
Paweł został naszym wolontariuszem a Monika moim prawnikiem - to jej rad i opinii słucham, z nią konsultuję decyzje prawne, które niekiedy muszę podejmować.
Teraz Monika i Radosław rozpoczęli nowe życie!
Oczywiście jak przystało na wzorową kociarę i moją przyjaciółkę, państwo młodzi swoich gości poprosili o jedzenie dla kotów, nie o kwiaty.
Nawet przez chwilkę nie pomyślałam, że mogłoby być inaczej!
Goście byli bardzo szczodrzy, młodzi piękni, cudny gest w tak szczególnym dniu, a ja szczęśliwa, bo moje koty mają zapewnione pełne miseczki.
Nic tylko ratować kolejne.............
Monisia, Radek - dziękuję!
Wpis: 26.10.2012