Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Aleksandra i Jakub

 

Jak to mówi moja prezesowa Anka - światem rządzi przypadek, łut szczęścia albo zwyczajnie - tak musi być. Filozofia godna naśladowania, bo dzięki spokojowi, opanowaniu oraz zimnej krwi Ani niejedną sytuację kryzysową przeszłyśmy bez większych strat.
Kiedy pomyliłam śluby i cała Fundacja zaczęła bacznie pilnować, aby taka sytuacja nie powtórzyła się więcej, uznałam, że nie ma potrzeby przywiązywać do tego faktu zbytniej uwagi, bo takie wydarzenia należą do tych z cyklu: bo to może być tylko raz. Takie zdanie miałam ja. Cóż, inni inaczej postrzegali permanentne mylenie przez ze mnie godzin oraz miejsc i reagowali dość nerwowo, kiedy zbliżał się termin ważnych spotkań.
Dziewczyny bacznie pilnowały by zabawnych zdarzeń było jak najmniej, nie zawsze przecież można liczyć na taką wyrozumiałość jak u Kuby i jego żony Agaty.

Powiedzmy sobie szczerze, zawarcie związku małżeńskiego nie jest pójściem do kina czy teatru, to jest dzień który pamięta się przez całe życie i mnie osobiście jest bardzo przykro, że dwóm parom młodym przez swe roztargnienie zafundowałam atrakcje ślubne, które nie powinny się wydarzyć!
Nie zmienię biegu historii, nie odwrócę tego co było, tak się dzieje, że po tym świecie chodzą ludzie z defektem, na jaki nie mają wpływu. Bardzo bym chciała być tak uporządkowana jak inni, ale mając na głowie tysiące spraw, dom, pracę, Fundację i skłonność do bujania w obłokach, bardzo często, kiedy mam poważny problem i rozważam najlepsze rozwiązanie, niby jestem obecna fizycznie w danym miejscu, ale moje myśli błądzą kompletnie gdzie indziej, staję się totalnie rozkojarzona, albo deliberuję nad rozwiązaniem trudnej interwencji. Ten stan mojego zawieszenia wolontariuszki pracujące ze mną potrafią wychwycić momentalnie i przywołać do rzeczywistości. Sama nie przywiązuję aż takiej uwagi do drobnych potknięć bliskich mi osób. Po prostu szkoda mi czasu na niepotrzebne kłótnie. Nie mam przecież w swoim otoczeniu osób, które specjalnie z premedytacją chciałyby komuś wyrządzić przykrość, Fundacja wolna jest od takich ludzi.
Z przymrużeniem oka patrzę na tych wszystkich pedantycznych, do bólu poukładanych przedstawicieli gatunku homo sapiens. Maltretują siebie i otoczenie przesadną perfekcją graniczącą z obsesją, a ja, żyjącą od zawsze ze zwierzakami, mam większy margines wyrozumiałości.
W kocim świecie podobnie jak w moim stać może się dosłownie wszystko! Po latach pracy mało co jest w stanie mnie zaskoczyć czy też zadziwić.

Ale miało być o ślubie...
Zaczęło się jak zawsze - przyszło zaproszenie na pocztę: Halo fundacjo, mamy od Was kota, kochamy go nad życie, wam jesteśmy wdzięczni, cała rodzina to kociarze, znajomi też mają po kilka futer nie mówiąc o przyjaciołach i znajomych, tak więc jedyna słuszna decyzja jaka mogła zapaść przy planowaniu szczegółów uroczystości, to poprosić gości o karmę zamiast tradycyjnych kwiatków.
Jak dla mnie fantastyczna decyzja. Uśmiech gościł na mojej twarzy jak czytałam maila, poproszę więcej takich młodych!

Pomoc przyda nam się bardzo w tym momencie, liczba kociąt utrzymuje się na stałym poziomie i koszty prowadzenia Fundacji są duże. Już mam wizję głodujących kotów, zaczynają mi się śnić puste miseczki, koty coraz chudsze, nie łatwo jest być szefową organizacji, która z każdego zakątka zabiera koty, a ludzie dzwonią... Dzwonią nie rozumiejąc, że to nie jest schronisko, tylko taka sobie mała Fundacja...
Zaproszenie przeczytałam i... i oczywiście zapomniałam o nim po kilku dniach, czyli cała ja!
Ale Ola - przyszła młoda panna była czujna! Brawo! Na kilka dni przed wyznaczoną datą ceremonii przyszła wiadomość: "Mając świadomość, iż szefowa jest w stanie pomylić śluby, przypominam termin, będziemy trzymać kciuki i czekać, pozdrawiam ciepło!"
Super, tego trzeba było moim wolontariuszkom, normalnie Oli hasło było niczym zawołanie na wojnie. Dziewczyny zapamiętale przypominały mi datę ślubu, wszystkie jednocześnie z uporem maniakalnym, ale w tle czułam chichoty i anegdoty, niezłą miały zabawę jak sobie przypominały szczegóły, ale cóż, stało się !

Nadeszła sobota, ja już od rana byłam podekscytowana jakbym czekała na trzęsienie ziemi, albo grom z nieba, albo jeszcze inne też niecodzienne zjawisko, ale wszystko przebiegło tym razem cudownie, bez niepotrzebnych atrakcji. Asi auto było sprawne, synek Julek bardzo grzecznie inaugurował swoje pierwsze działanie społeczne, jak na 5 latka był bardzo odpowiedzialny i godnie reprezentował Fundację. Marta przygotowała dla młodych przecudny prezent no i goście spisali się rewelacyjnie, było mnóstwo karmy, ofiarowali kotom łącznie prawie 170 kg! Bajka!
Ale nie obyło się i bez zabawnej sytuacji. Bardzo mi było miło, gdy idąc na spotkanie młodym, by się przywitać, podziękować za super pomoc, usłyszałam szmer jaki wyrwał się z ust niektórych gości: uffffffffff dojechała szefowa słynnej Fundacji! I uśmiech ulgi jaki zagościł na twarzy Oli i Kuby i słowa - pani Izo, super, cieszymy się bardzo. A ja na to: Ola bardzo jestem wdzięczna za przypomnienie... moje lekko uniesione brwi dopowiedziały resztę, nie musiałam nic wyjaśniać... Wszyscy się śmiali jak szaleni... Najważniejsze że jesteście...
Co to był za ślub!


Na koniec jeszcze jedna miła niespodzianka - akurat na tym ślubie spotkałam kobietę, która mnie wspiera od lat, kiedy FKM była bardzo mała, biedna, mało kto o nas słyszał...
Anna Twardowska-Kopeć słynna łódzka malarka, graficzka i co najważniejsze - kociara z krwi i kości, która przekazuje na aukcje charytatywne swoje przepiękne grafiki.

Ja pomagam Ani, kiedy ma problem z kotami i tak się układają nasze relacje. Jest ta bezcenna świadomość, że jedna może liczyć na drugą, bez manifestacji uczuć, bez zbędnych deklaracji. Nasze ścieżki kiedyś się poplątały, umysły znalazły wspólną nić porozumienia i taki stan trwa od kilku lat, a koty sprawiają, że niby od niechcenia, przypadkiem wpadamy na siebie przy różnych okazjach.
Są ludzie tej samej próby, dla nich jakby zatrzymał się czas, na ich wzajemne kontakty nie ma wpływu ilość spędzonych razem godzin ani ilość spotkań.
To jest dziwne, ale mam wrażenie, że niektóre istoty na tym świecie są jak byty niezdefiniowane jeszcze, czy na to może wpływ mają koty? Któż to wie...

 

Wpis: 5.10.2013